Artykuł Marcina Zasady w Dzienniku Zachodnim (05.10.2018)
link do artykułu dziennika zachodniego
Jest jakiś polityk w Polsce, który jeszcze nie wie, że swoimi gestami i mimiką wysyła ludziom sygnał: jestem nieszczery, nie wiem, o czym mówię?
Mam wrażenie, że politycy w większości są już świadomi istnienia czegoś takiego, jak komunikacja niewerbalna. I zauważają jej znaczenie, nawet jeśli udają, że jest inaczej. Jest tylko jeden człowiek, który nie udaje.
Petru?
Żartuje pan?
Tak. Agata Duda? To podskakiwanie i machanie do tłumu nie może być wyreżyserowane.
Ale to nie są też jej naturalne zachowania. Pierwsza dama jest bardzo stonowana w mimice, w wyglądzie, zwykle nie widać u niej krzty ekspresji, więc gdy zauważamy takie wystąpienie, jak w Stanach Zjednoczonych, trudno nie zgodzić się z tym, że to na siłę, mało świadome i mało kontrolowane. Wychodzi słabo.
Więc kto nie udaje?
Jarosław Kaczyński. Nawet jeśli ma świadomość, że mowa ciała jest tak samo ważna, jak słowa, kompletnie nie przykłada do tego wagi. Posługuje się wyłącznie naturalnymi gestami.
Naturalny talent. To źle?
Zależy z jakiego punktu widzenia to ocenimy. Na pewno Kaczyński jest bardzo ciekawym przypadkiem dla nauki i edukacji w tym zakresie. Ale co z kwestią kontrolowania swoich gestów, swojej mimiki, by były one zgodne z przekazem werbalnym?
A nie są?
Prezes PiS jest bardzo emocjonalną osobą. Nie sądzę, by zawsze chciał pokazywać twarzą wszystko, co można odczytać z jego słów. A emocje w jego przemówieniach często są widoczne właśnie na twarzy: te skrzywienia, zmarszczenia czoła i brwi, grymasy… Kaczyński mówi np., że Polska jest bezpiecznym krajem, że opozycja go nie obchodzi i rząd radzi sobie świetnie, tymczasem mimika może zdradzać coś innego. Na przykład nieszczerość.
Myśli pani, że dla wyborców Jarosława Kaczyńskiego ma jakiekolwiek znaczenie to, czy się ładnie uśmiecha?
Myślę, że niewielkie. Ma przecież do dyspozycji twardy, wierny elektorat. Nawet gdyby zaczął się pięknie uśmiechać i modnie ubierać, nie przysporzyłby sobie więcej zwolenników. Powiem więcej: Kaczyński jest ewenementem. Bo błędy wizerunkowe czy niezbyt przemyślana komunikacja niewerbalna nie pozbawiają go oceny osoby prawdomównej, przynajmniej wśród jego sympatyków. Przyzwyczailiśmy się do innego stereotypu: jeśli polityk dobrze się ubiera, uśmiecha się i dobrze przemawia, to jesteśmy bardziej skłonni mu zaufać.
Czy to nie dowód, że cała ta filozofia z mową ciała jest dobra dla przeciętniaków? Jeśli mamy silną osobowość, dobrego, naturalnego mówcę, obejdzie się bez wyuczonych gestów. To cała reszta musi się tych gestów mechanicznie nauczyć, ale tacy ludzie nie zostają Naczelnikami Polski.
Faktem jest, że ci, którzy naturalnego daru nie mają, uczą się tego po nocach. Ale czy wódz narodu w XXI wieku koniecznie musi być zgrzebny, jeśli chodzi o komunikację niewerbalną? Przecież w niektórych przypadkach wystarczy trochę szlifu, żeby działało to sprawniej. Równie dobrze można zastanawiać się, czy ważny polityk koniecznie potrzebuje dobrze skrojonego garnituru albo musi być uczesany.
To już kwestia powagi urzędu. A pani o sztuczkach, za pomocą których politycy odwracają uwagę od istoty problemu.
Niezupełnie. Żadne sztuczki nie stworzą przekazu, mogą go tylko wzmocnić. Nie da się „dowyglądać”, jeśli nie ma się nic do powiedzenia. A to że sprawna komunikacja niewerbalna ma charakter manipulacyjny, to inna sprawa. Celem polityka jest przekonać kogoś do czegoś. I spójność w komunikowaniu buduje autorytet, nadaje powagi. Wszyscy poważni politycy to robią, nie udawajmy, że jest inaczej.
Donald Tusk wydał ponoć fortunę, by udoskonalić to rzemiosło.
Nie wiem, czy fortunę, ale analizując jego wystąpienia na przestrzeni lat, mogę stwierdzić, że postęp w sferze niewerbalnej jest u niego ogromny.
W czym konkretnie?
W gestach akcentu pokazywanych na odpowiedniej wysokości, czyli na wysokości twarzy, w rozłożeniu tych akcentów, w ich celności… Tusk trafia gestami „w punkt” i pozwala im wybrzmieć jak słowom. Spójrzmy w ogóle na jego dłonie. Kiedyś machał ręką z rozwartymi palcami. Dziś widać złączone palce, ułożoną rękę w idealnej kompozycji.
Poważnie? Złączone palce są skuteczniejsze od palców rozwartych?
Nie. Ale po prostu lepiej wyglądają. Gest jest ułożony, inaczej go odbieramy. Znów to trochę jak fryzura. Jeśli polityk jest elegancko uczesany, to znaczy, że się do tego przykłada. Jeśli się do tego przykłada, jego słuchacz prędzej pomyśli, że jest dla tego polityka ważny. Jeśli jest ważny, to znaczy, że troszczy się o jego pozycję w społeczeństwie. To mikroekspresja. W odpowiednim kontekście nawet drobiazgi mają znaczenie.
Tusk kiedyś zaciskał pięści podczas przemówień. A to pewnie mikrocios w wyborcę.
Pięść jest dobra w sporcie, gdy towarzyszy radości ze zwycięstwa, złości czy determinacji. Pięść w polityce niespecjalnie kojarzy się z radością, a może świadczyć o zacietrzewieniu, o agresji czy chęci zemsty. Zwróćmy uwagę, jak Tusk odzwyczajał się od tego gestu i jak sprawnie zamienił go na gest akcentu. Zauważyłam nawet momenty, w których odruchowo zbiera tę swoją pięść, po czym bardzo sprawnie przekształca ją w gest akcentu. To jakby pięść, ale palec wskazujący i kciuk stykają się, tworząc dzióbek. Dla mnie to najlepszy dowód świadomości Tuska w tej materii. Podobnym przykładem jest Patryk Jaki.
Jakim?
No, podobnym. Jaki dość skutecznie komunikował się, agresywnie wytykając palcem swoich rozmówców. Gdy obwieszczał coś ważnego, nie zgadzał się z kimś w debacie, coś artykułował – wtedy pojawiał się ten „karcący” palec. Dziś już tego nie widać. Zamiast palca jest dłoń. Jaki nadal ma skłonności do używania tego palca, ale szybko się koryguje i palec wędruje w górę. Widać, że pracuje nad tym.
Widziała pani słynne zdjęcie Andrzeja Dudy i Donalda Trumpa przy jednym biurku?
No jasne.
Podobno na nim widać, że u naszego prezydenta wszystko jest nie tak.
Na pierwszy rzut oka widać kontrast między siedzącym i stojącym. Pozycja naszego prezydenta przywodzi na myśl bardziej petenta niż głowę państwa. Charakterystyczna jest też mimika. Gospodarz, zajmujący większą część powierzchni stołu, demonstrujący swoją przewagę w dystansie, ma zmarszczone brwi, marsową minę, opuszczone kąciki ust i brak szczerego uśmiechu. Do tego zupełnie nie pasuje mimika Dudy: z tą nad wyraz ekspresyjną radością. Siedzący obok Trump całym arsenałem środków daje mu do zrozumienia, że on tu jest ważniejszy, że nie obchodzi go komfort swojego gościa.
Czy to zdjęcie dostarcza kolejnego dowodu, że politycy mają problem z uśmiechem?
Tak. Mam wrażenie, że jest go mało w polityce, a gdy się już pojawia, jest nad wyraz ekspresyjny. Na przykład premier Mateusz Morawiecki praktycznie w ogóle się nie uśmiecha. Niektórzy twierdzą, że jego uśmiech jest specyficzny, ale spójrzmy w tych momentach na jego zmarszczki mimiczne. Mówimy, że ze zmarszczek można wyczytać, jak dana osoba spędziła życie: czy była radosna, szczęśliwa, czy raczej niezadowolona i ponura. U Morawieckiego tych zmarszczek np. w kącikach oczu nie ma, jego uśmiech sprawia wrażenie narzuconego, zagranego. U Dudy jest kłopot odwrotny. Jego uśmiech wygląda czasem, jak odruch przykrywający stres lub dyskomfort. Tak też można odczytywać wspomniane zdjęcie z Trumpem.
To co powiedzieć o uśmiechach Grzegorza Schetyny?
Przypominają mi grymasy i gesty Morawieckiego. Premier często posługuje się gestami otwartymi, które same w sobie pomagają w budowaniu pozytywnego komunikatu, ale muszą też pasować do kontekstu. Premier stosuje gesty otwarte niezależnie od tego, czy mówi na wiecu do rolników, czy krytykuje opozycję czy opowiada o programie swoim wyborcom. A Schetyna? Podejrzewam, że ktoś mu kiedyś doradził ten uśmiech i on pojawia się czasem w dość ryzykownych kontekstach. Często towarzyszy mu również seria mikroekspresji, bo uśmiech perlisty u niego poprzedza specyficzny „mikrouśmiech”. Schetyna mówi: „Ludzie odpowiedzialni za łamanie demokracji wylądują w więzieniu” i wygląda, jakby się śmiał. Odbiorcy, mniej czy bardziej świadomie, mają prawo zastanawiać się, co jest nie tak. Czy on się cieszy z tego wsadzania do więzienia? A może żartuje?
Skoro tak trzeba mieć się na baczności, proszę powiedzieć, co polityk ma zrobić z rękami? Jedni stoją na baczność z rękami wzdłuż ciała, inni z rękami w koszyczek albo kołyskę. Nie ma jakiegoś protokołu w oficjalnych sytuacjach?
Nie ma magicznych recept. Stanie na baczność, o ile to nie apel wojskowy, nie wygląda dobrze. To w ogóle jeden z największych problemów, choć powinien być najmniej istotny.
Zawsze bawi mnie drugi plan na konferencjach prasowych: tam jest pełna fantazja postaw.
I ci ludzie nie zdają sobie sprawy, że każde rozbiegane spojrzenie, drapanie się, pocieranie nosa odwraca uwagę od mówiącego. Co z rękami? Najlepiej je jakoś wygodnie złączyć. Zauważyłam taki gest u prezydenta Dudy: jedna ręka jest delikatnie na drugiej, a kciuk i palec serdeczny dotyka obrączki. W ten sposób, delikatnie zginając ramiona, możemy zbudować stabilną pozycję, a jednocześnie trzymamy dłonie, by nie robić z nimi zbyt wiele.
Kiedyś wszyscy składali paluszki w romb.
Zwany też piramidką. Gest wygląda w miarę ok, np. w trakcie rozmowy, o ile polityk potrafi sprawnie rozłączać ręce i złączać ponownie. Feerię tych piramidek całkiem zgrabnie prezentował swego czasu Andrzej Lepper. Ale zwróćmy czasem uwagę na Jacka Sasina. Parę razy przyłapałam go na siedzeniu z palcami przyspawanymi do siebie przez kilka, a nawet kilkanaście minut. Ktoś mu to kiedyś podpowiedział i od tej pory Sasin trzyma się tego gestu jak człowiek poręczy na wysokości.
Swoim ciałem polityk powinien chcieć coś przekazać, czy chodzi raczej o to, by coś ukryć?
Jedno i drugie. Ale to drugie jest bez wątpienia ciekawsze, zwłaszcza na poziomie intencji, osobistych przekonań. Ilu polityków naprawdę wierzy w to, co mówi? Ilu musi zmagać się z samym sobą, żeby udawać, że zgadza się z tym, co im narzucono?
Standard w polityce partyjnej.
W skrajnych przypadkach nasze ciało buntuje się przeciwko mówieniu rzeczy sprzecznych z naszymi przekonaniami czy wręcz świadomemu kłamaniu. Rośnie temperatura, w emocjach serce bije szybciej, pojawiają się kolory na twarzy, plamy na szyi, pot..
Pozdrowienia dla Zbigniewa Chlebowskiego tłumaczącego się z afery hazardowej.
To była kapitulacja i wystąpienie nieprzygotowane, pod każdym względem. Gdy fizjologia wygrywa – bo wyższa temperatura oznacza pot, pot oznacza swędzenie, drapanie, pocieranie..etc – dla polityka oznacza to katastrofę.
Jakich gestów polityk w ogóle nie powinien używać? Zakładając, że nikomu nie przyszłoby do głowy łapać się za krocze jak Michael Jackson.
Pukanie w głowę, gest Kozakiewicza, zaciśnięte pięści, wskazywanie palcem… Ale to akurat oczywistości nawet dla mało wprawnych w komunikacji niewerbalnej.
Dawno temu Churchillowi zdarzyło się niepoprawne użycie symbolu wiktorii: z wierzchem dłoni zwróconym ku sobie. Zamiast symbolu zwycięstwa, pokazywał tzw. gest angielskich łuczników, obraźliwy rzecz jasna.
Kontekst geograficzny ma znaczenie, dlatego politycy uczą się również, jakich gestów nie używać zagranicą.
Skoro tyle mówimy o uczeniu się, który z polityków pani zdaniem wygląda na najbardziej opornego ucznia?
Beata Szydło. Gdy zaczynała premierowanie, prawie w ogóle nie gestykulowała, choć przecież w kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy była bardziej aktywna niewerbalnie. A potem przestała. Jej przemówienia, zwłaszcza z tym monotonnym tembrem głosu, bez zmian tempa, bez dynamiki, bez akcentów były potwornie nudne. W pewnym momencie ktoś doradził jej, by zaczęła pracować nad swoimi wystąpieniami i widzieliśmy pierwsze gesty: moje-twoje, otwieranie dłoni, zamykanie, czasem niezależnie od kontekstu. Do tego pani premier posługiwała się pięściami i bardzo mechanicznym gestem przesuwania położonej pionowo dłoni w górę i dół. Szydło nigdy nie pokonała sztuczności w tego typu artykulacji.
Może zbyt dużo pani wymaga. Widziałem aktorów, którzy wcale nie grali lepiej.
Politycy z całą pewnością dobrymi aktorami nie są. I mówię to z ogromną radością, bo gdyby grali sprawniej, nie byłoby pola do analiz.
Przede wszystkim, biada nam jeśli nauczą się grać sprawniej.
Są tacy, którzy to potrafią. Podam dwa przykłady. Pierwszy, mało szokujący to Donald Tusk. I drugi – tu akurat pana zaskoczę…
…Petru?
Minister Michał Dworczyk.
Kto?
Dworczyk, serio. Niedoceniany, ale kompletny, jeśli chodzi o komunikację niewerbalną. Naturalny, dobrze wypada w sytuacjach mało komfortowych. Czasem mam wrażenie, jakby chodził z ciągłym podglądem swojej mimiki, postawy, gestykulacji.
To jeszcze na koniec krótka rada dla tych wszystkich polityków, którzy nie zagraliby nawet u Patryka Vegi.
Najlepiej mówić prawdę, zachowywać się przyzwoicie…
…i ustępować staruszkom miejsca w tramwaju. Radzimy politykom, a nie pierwszakom.
To uniwersalne prawdy. Lepiej być naturalnym, nawet pomimo wad, niż wierzyć w cudowne zaklęcia. Takie nie istnieją.