+48 696 513 050, +48 694 650 192 office@rivigo.eu

Kontakt wzrokowy..

W obszarze werbalnym, czyli w słowach, cytatach, powiedzeniach.. jest przynajmniej kilkadziesiąt stwierdzeń odnoszących się do wzroku, spojrzenia, spoglądania, patrzenia.. na przykład:

„oczy są zwierciadłem duszy”

„sokoli wzrok”

„mądre spojrzenie”

„źle mu patrzy z oczu”

„wystarczy jedno spojrzenie”

„gdyby wzrok mógł zabijać”

To potwierdza, jak wielka siła drzemie w spojrzeniu, jak wiele spraw może ono załatwić, jak bardzo pomaga.. lub jak „niechcący” może nas zdradzić. To też wskazuje, jak ważny to dla nas element w komunikacji, nawet jak nie zawsze jesteśmy jego świadomi.

Kontakt wzrokowy to jeden z tych elementów komunikacji niewerbalnej, który może wiele „powiedzieć” o nas podczas wystąpienia publicznego, narady, zebrania, przemówienia czy wywiadu. W zależności od kontekstu i celu, jaki chcemy osiągnąć, warto sprawnie nim zarządzić.

Gdy na scenie..

W sytuacji, gdy jesteśmy na przysłowiowej scenie – wtedy, gdy to my jesteśmy w roli mówcy i kierujemy swoje słowa do odbiorców, to kontakt wzrokowy z naszym audytorium będzie tym wsparciem, które pomoże nam zbudować właściwą relację z odbiorcami.

Jeśli sala jest duża i audytorium spore, nie ma możliwości, by z każdym (absolutnie każdym uczestnikiem) zbudować relację podczas wystąpienia. Fizycznie nie jest możliwe, by każdemu słuchaczowi zerknąć w oczy, zatrzymać się na chwilę i mówić tylko do niego.

Odpuśćmy.

Wybije nas to z rytmu przemowy, zabierze czas i niestety przeszkodzi w wystąpieniu.

W takiej sytuacji, warto salę z publicznością podzielić sobie (umownie) na kilka obszarów – najlepiej trzy: prawo – lewo – środek i w każdym z tych obszarów znaleźć jeden charakterystyczny punkt i „mówić do niego” – sprawnie przemieszczając wzrok z jednego na drugi. Przenosząc spojrzenie od prawej – przez środek – do lewej strony, omiatamy salę spojrzeniem – sprawiając wrażenie, że każdego okrasiliśmy naszą uwagą. Takim charakterystycznym punktem w każdym obszarze, może być np. zielony kapelusz jakiejś pani, postawny/wysoki pan wyróżniający się w tłumie lub żółta bluzka dziewczynki. Chodzi o to, by były to dla nas w miarę widoczne punkty, które pozwolą, bez większej uwagi, skupić nam wzrok na tych konkretnych elementach. Potem już jest łatwiej, chcąc mówić do mas – czyli do wszystkich na sali – sprawnie przenosimy spojrzenie z zielonego kapelusza na postawnego pana, kończąc na żółtej bluzce dziewczynki. W ten sposób, nie odbieramy sobie skupienia i uwagi na tym, co mówimy, a realizujemy skutecznie element budowania relacji z publicznością, patrząc „niemal” na każdego widza. Z poziomu słuchacza na sali, sprawa jest nie do wychwycenia, z uwagi na odległość, jaka zwykle w takich sytuacjach dzieli nas od mówcy. Widzimy po prostu jak mówca okrasza każdego z nas spojrzeniem, bo nie kieruje swojej uwagi tylko w jeden punkt, a mówi do wszystkich nas sprawnie omiatając salę spojrzeniem. Każdy z nas czuje się wtedy uznany i dowartościowany. Mówca mówi do mnie!

Absolutnie odradzam spuszczanie głowy, zerkanie na buty, szukanie tzw. „mrówek” na ziemi. Takie zachowanie, choć pozornie może pomagać w skupieniu się by znaleźć właściwe słowa czy argumenty podczas wystąpienia, niemal zupełnie dyskwalifikują mówcę. W takiej postawie, przemawiający nie ma absolutnie żadnych szans na budowanie właściwej relacji z odbiorcami. Co gorsze – sam się pozbawia szansy na skuteczną obserwację audytorium. To jeden z tych grzechów, które jeśli popełniamy, mogą drogo nas kosztować. Jeśli nie obserwujemy naszej widowni, nie jesteśmy w stanie sprawdzić lub wychwycić jak reaguje na nasze słowa i na to co robimy. Umknie nam, że ktoś zaczyna ziewać, odwracać się do innych, rozmawiać, wychodzić. To pierwsze sygnały, że trzeba zrobić coś (spokojnie, wkrótce opowiem dokładnie co należy w takich sytuacjach zrobić) by wzbudzić zainteresowanie publiczności naszą przemową. Zatem, prócz utraty szansy na budowanie właściwej relacji z odbiorcą, tracimy również szansę na efektywną reakcję by utrzymać lub zbudować atencję naszych słuchaczy.

Czasem zdarza się, że przemawiający używa narzędzi wspierających wystąpienie. Do najczęstszych należą rzutnik, slajdy i „nasz wróg” ekran. Dlaczego wróg? Już wyjaśniam. Otóż ekran, ten, który wspiera nas czasem w wystąpieniu, prezentacji lub naradzie i zazwyczaj sprawnie realizuje swoją funkcję pomagając nam zobrazować słowa, które wypowiadamy, może szybko zmienić swoją rolę i stać się naszym wrogiem, kradnąc nasz kontakt wzrokowy. Może zdarzyć się tak, że będziemy tak zaabsorbowani tym, co tam wyświetlamy, sprawdzając jednocześnie czy wszystko się dobrze wyświetla, czy obrazki się pokazują, wykresy prezentują a filmy odtwarzają, że zupełnie zapomnimy gdzie jest nasz cel komunikacji. Wtedy istnieje ryzyko, że zaczniemy mówić, niby do ludzi, którzy nas słuchają, a jednak naprawdę do ekranu, tracą zupełnie kontakt wzrokowy z publicznością. Proponuję zatem by w takich sytuacjach ekran stał się naszym wrogiem, którego nie mamy ochoty urzekać swoim spojrzeniem. Omijamy go, nie istnieje dla nas, nie rozprasza i nie skupia naszej uwagi na sobie. Jesteśmy tu dla publiczności i to nasz główny cel, kierujemy zatem swoją uwagę i wzrok na naszym szanownym audytorium.

Gdy przy stole..

Jeśli jesteśmy podczas spotkania, kiedy wszyscy siedzą przy stole, np. podczas negocjacji, rozmów z kontrahentem, na zebraniu czy naradzie – wtedy, gdy zabieramy głos lub przemawiamy niejako „zza stołu” – kontakt wzrokowy też ma szalenie istotne znaczenie – tym bardziej, że dystans przestrzenny (fizyczna odległość pomiędzy rozmówcami) jest mniejszy.

Warto pamiętać, że spojrzenie, to ten element komunikacji niewerbalnej, który wpływa na budowanie relacji. To właśnie spojrzenie może pomóc w budowaniu relacji lub przeciwnie – całkowicie ją zaprzepaścić.

Kiedyś był stereotyp, że kłamca spuszcza wzrok. Faktycznie, tak było, że gdy widzieliśmy naprzeciwko nas rozmówcę, który uciekał wzrokiem, spoglądał na prawo i lewo, unikał kontaktu wzrokowego, można było przypuszczać, że mówca „delikatnie mówiąc” mijał się z prawdą. To pewnie dlatego że takie zachowanie wysyłało sygnały niepewności lub zakłopotania – często świadczącej o nieszczerości. Jeśli do tego pojawiały się towarzyszące sygnały niewerbalne takie jak, lekkie pocieranie karku, drapanie po szyi, poprawianie kołnierzyka koszuli lub mankietów, zabawa rękami, pocieranie dłoni czy zgniatanie palców – można było przypuszczać, że nasz rozmówca kłamie.

Teraz ten stereotyp już przechodzi do lamusa.

Dzisiaj, w dobie coraz większej świadomości Managerów, Mówców, Liderów czy Negocjatorów, w zakresie komunikacji niewerbalnej i siły płynącej z mowy ciała, mamy do czynienia z sytuacją, w której profesjonalny (podkreślam – profesjonalny! świadomy! wyedukowany!) negocjator, rozmówca czy mówca, chcąc skłamać, zablefować czy „pokolorować” rzeczywistość szczególnie świadomie zarządza kontaktem wzrokowym.

Co robi?

Otóż..

Gdy nasz świadomy negocjator chce skłamać, będzie szczególną wagę przykładał do roli kontaktu wzrokowego. To znaczy, że w momencie, gdy ma w planie niemal „za chwilę” skłamać, przemycić nieprawdziwą informację, kłamliwy argument czy zwykły blef.. skupi swój wzrok szczególnie mocno na oczach rozmówcy. Dziwne? Nie! Dlaczego?

Sprawa jest dość prozaiczna.

Wiadomym jest, że gdy patrzysz na rozmówcę i sprawnie obserwujesz, jesteś w stanie zauważyć, zwrócić uwagę na różne rzeczy, reakcje i emocje. Stąd, gdy nasz „kłamliwy negocjator” chce przemycić blef, będzie szczególnie uważnie obserwował rozmówcę, po to, by na bieżąco obserwować reakcję słuchacza na wypowiadane kłamstwo. Będzie przyglądał się, jak jest odbierane. Czy po stronie rozmówcy jest jakaś wątpliwość, miny zdziwienia, rozbiegane spojrzenie, odchylenie postawy, reakcje negacji czy inne komunikaty niewerbalne. To wszystko powinno determinować i wpływać na jego dalsze działania. To bardzo ważne, w takich sytuacjach, zazwyczaj mówca spowalnia (!) komunikat, mówi wolniej, dając sobie czas na obserwacje, gdyż musi to sprawnie połączyć z wypowiadanymi treściami. W zależności od tego, jak rozmówca reaguje na wypowiadane przez negocjatora „kłamstwo”, mówca ma szansę walidować działania.

Jeśli podczas szczególnej obserwacji (wpatrując się w rozmówcę) w trakcie mówienia, „kłamca” zauważa, że jego słowa nie wywołują żadnej reakcji po stronie rozmówcy, w znakomitej większości sytuacji, znaczy to, że może kłamać dalej, gdyż słuchacz nie zorientował się w blefie. Jest tu oczywiście potrzebna świadomość, że „po drugiej stronie” mamy też świadomego – profesjonalnego negocjatora, który potrafi sprawnie zarządzać komunikacją niewerbalną, powstrzymuje emocje i kontroluje mowę ciała.

W kolejnym artykule będzie o kłamstwie (!) w kontekście komunikacji niewerbalnej..